25 stycznia 2011

Błąd POLICJI

"Bramy na Bagna"




Policja po raz kolejny próbuje uderzyć w legalną plantację konopi przemysłowych! Historia wydarzyła się w okolicach Sidry, k Białego Stoku.
Na początku 2009 roku Lokalna Organizacja Turystyczna "Brama na Bagna" ze Strękowej Góry rozpoczęła realizację dwuletniego projektu poświęconego tradycyjnym roślinom.
Rolnicy i właściciele kwater agroturystycznych byli zachęcani do sadzenia lnu i konopi. Małe poletka miały stanowić zachętę do powrotu do upraw naturalnych roślin włóknistych i oleistych, które były obecne przez wieki na terenach Podlasia.

Organizatorzy na pierwsze spotkanie, zaprosili nawet przedstawicieli Komendy Wojewódzkiej Policji z wydziału antynarkotykowego, by rozjaśnić ich wszelkie wątpliwości i zaznaczyć, ze konopie włókniste są podobne do tych indyjskich. Zawiadomienia o uprawach zostały również zgodnie z wymogami prawa formalnie przesłane do urzędu marszałkowskiego.





Piotr Zaniecki z "Bramy na Bagna" relacjonuje, że w projekcie wzięło udział 30 osób i Ośrodek Doradztwa Rolniczego. Z uprawami nie było problemów, a odwiedzający je z ciekawości policjanci nawet doradzali jak dbać o rośliny.

We wrześniu 2010 roku, doszło do nieprzyjemnej sytuacji.

- Dostałam telefon, że po moim poletku konopi chodzi policja. Podobno z ich badań wynika, że zawierają substancje narkotyczne. To była plantacja 10 na 10 m, z roślinami rosnącymi w rządkach co 12-15 cm. Zanim dojechałam z Białegostoku na miejsce, policjanci ścięli właściwie całą uprawę - mówi Joanna Dąbrowska, która we wsi Jurasze pod Sidrą prowadzi gospodarstwo agroturystyczne.

Wszystkie nasiona były certyfikowane przez Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich.

Policjanci przeszukali również posesję i zabudowania niewinnej właścicielce niewielkiego poletka. Oczywiście nielegalnej marihuany nie znaleźli.

Ścięte rośliny mundurowi zabrali na badania. Pod koniec listopada po raz kolejny odwiedzili gospodarstwo pani Joanny. Tym razem przywieźli rośliny z powrotem. Okazało się, że jednak nie mają do nich żadnych zastrzeżeń, kazali podpisać pokwitowanie odbioru i odjechali.

- Po wsi poszła fama, że jestem dilerką. Nie wiem, jak mam się tłumaczyć przed starszymi mieszkańcami, że to nie są narkotyki - mówi rozmówczyni gazety.pl.

To nie jest jedyne jej zmartwienie. Zgodnie z prawem rośliny powinna natychmiastowo przetworzyć. Najbliższy zakład, który może wystawić stosowne zaświadczenie o przetworzeniu znajduje się w Poznaniu, jest to wspomniany już Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich. Z tym że konopie uprawiane w ramach projektu pojechały tam już w październiku, na kilka tygodni przed zwrotem zarekwirowanych niesłusznie roślin.

Trzymam więc je w domu i boję się, że ktoś znów mnie osądzi, że przygotowuję je, np. do sprzedaży. Znów wyjdę na dilerkę. A jeśli je po prostu spalę, policja może się do mnie przyczepić, co zrobiłam - martwi się pani Joanna, choć chciałaby dalej sadzić konopie, które są swego rodzaju atrakcją dla odwiedzających jej kwaterę.


Squart

Źródło: Gazeta Wyborcza Białystok


źródło: www.konopialeczy.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz